Wywiady z ks. Lucjanem
Iść tam, gdzie jest najtrudniej
Rola kapelana w szpitalu nie ogranicza się tylko do krótkiej wizyty przy łóżku chorego. Posługa ta jest stałym towarzyszeniem osobie cierpiącej, udzielaniem sakramentów, wsłuchiwaniem się w jej potrzeby. Na fotografii Ania w dniu swojej I Komunii Świętej.
Najpierw skończył medycynę. Potem było powołanie i kapłaństwo. O tym, komu i kiedy potrzebny jest szpitalny kapelan opowiada ks. dr hab. Lucjan Szczepaniak SCJ.
Ks. Wojciech Bartoszek: – Bardzo dziękuję za możliwość spotkania z Księdzem Profesorem. Znajdujemy się w krakowskim szpitalu, w którym pełni Ksiądz posługę kapelana. Proszę opowiedzieć o tym miejscu.

– Podczas rekolekcji, które Ksiądz Profesor wygłosił dla kapelanów szpitalnych i diecezjalnych duszpasterzy służby zdrowia na Jasnej Górze, wsłuchiwałem się w treść konferencji. Odkrywałem w Osobie Księdza trzy powołania, które – myślę − stanowią całość w Księdza życiu: to droga kapłańska, droga lekarska i droga poety. Zgadza się Ksiądz Profesor z takim podziałem?
– Problem ten ujmę w inny sposób. Zostałem odnaleziony przez Chrystusa – jedyną moją Drogę, która jest Prawdą i Życiem. To On uczy mnie wciąż rozpoznawać Swoje Oblicze w bliźnim i kochać na miarę moich sił i ludzkiego rozeznania. W tej perspektywie praca lekarza i kapłana jest wciąż tą samą służbą Miłości, lecz w relacji do bliźniego. Człowiek potrzebuje bowiem wszechstronnej pomocy i wrażliwości wykraczającej poza granice wyznaczone empatią. Duchowa subtelność rodzi się, dojrzewa i owocuje w zetknięciu miłości z cierpieniem. Jedną z form jej wyrazu jest poezja, która nie upaja się bólem, lecz dzieli głębią przeżyć i ośmiela rozmawiać z Bogiem o sensie własnego istnienia, cierpienia i śmierci.
− Nasuwają się tutaj analogie do misji Chrystusa, który leczył i duszę i ciało.
– Chrystus uzdrawiając duszę i ciało, wskazywał na niezwykłą godność człowieka, przybranego dziecka Bożego. Niesienie mu ulgi duchowej i fizycznej jest wyrazem miłości i szacunku dla godności bliźniego i jego Stwórcy. Człowiek będąc jednością duchowo-somatyczną, jej pełnię osiągnie dopiero w zjednoczeniu z Bogiem. Stąd w swojej ziemskiej wędrówce potrzebuje pomocy ze strony Kościoła i kompetentnej służby zdrowia, aby przezwyciężać duchowe i fizyczne skutki grzechu pierworodnego. W tym aspekcie dostrzegam podobieństwo posługi kapłana i lekarza do misji Chrystusa. W istocie jest to ta sama troska o życie, zdrowie i wieczne zbawienie człowieka. Od jej wypełnienia i jakości zależy również ostateczny los duchownych i lekarzy, a ujmując szerzej − każdego chrześcijanina.
− Jak wygląda Księdza praca jako kapelana w tym szpitalu?
– Rozpoznając Oblicze Chrystusa w bliźnim, mam pomóc mu uczynić to samo, to znaczy, by odkrył w sobie nieśmiertelną duszę i godnie przeżył tajemnicę wiary w kochającego go Trójjedynego Boga. W szpitalu, miejscu szczególnego zagęszczenia ludzkiego cierpienia, stoję zatem na straży zbawienia ciężko chorych dzieci, ich rodzin i opiekunów medycznych. Temu celowi podporządkowane są wszystkie duszpasterskie działania wobec wymienionych osób. Troska o chore dziecko i opiekunów jest relacją wzajemnie zwrotną. Zatem posługa Słowa i sprawowane Sakramenty są dostosowane do ich duchowych potrzeb. W centrum uwagi jest przede wszystkim dziecko ciężko chore i bliskie śmierci. Dla niego jestem dostępny przez całą dobę, przez wszystkie dni tygodnia. Służę mu rozmową, posługą sakramentalną i modlitwą, zwłaszcza w zagrożeniu życia i umieraniu. Kiedy dziecko odejdzie do Boga, żegnam je w prosektoryjnej kaplicy. Zagrożenie życia dziecka wyzwala cierpienie rodziców i niepokój opiekunów, których nie można pozostawić samych sobie. Źródłem ich duchowej siły jest codzienna Msza Święta, wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu, codzienne nabożeństwo różańcowe połączone z nowenną do NMP Nieustającej Pomocy. Wierzący pracownicy służby zdrowia wspierają ich nie tylko umiejętnościami medycznymi, ale również ofiarną modlitwą i wrażliwością na potrzeby materialne. Skupieni są oni w Akcji Katolickiej, Straży Najświętszego Sakramentu, Żywym Różańcu, Harcerstwie i Wolontariacie. Do ich dyspozycji jest dobrze zaopatrzona Biblioteka Religijna. Konieczne jest zatem również pogłębianie wiedzy religijnej i etyczno-zawodowej. Odbywa się to w formie naukowych sesji z cyklu „Etyka w medycynie”, organizowanych dwa razy w roku, od dwunastu lat. Wygłoszone wykłady oraz inne pokrewne artykuły publikowane są w „Bioetycznych Zeszytach Pediatrii” Polsko-Amerykańskiego Instytutu Pediatrii Wydziału Lekarskiego UJ, których jestem redaktorem naczelnym. Przez te wszystkie lata pracy jestem kompetentnie wspierany przez Siostrę Bożenę Leszczyńską, dziewicę konsekrowaną, polonistkę z wykształcenia. Pełni ona przede wszystkim funkcję Szafarza Nadzwyczajnego, ale również jest kustoszem Biblioteki Religijnej i redaktorem językowym „Bioetycznych Zeszytów Pediatrii”. Szczerze wyznaję, że trudno wyobrazić sobie moją pracę i posługę pomagających mi współbraci kapłanów bez jej zaangażowania. Ofiarność Siostry można określić tylko w jeden sposób – jako szczególny rodzaj powołania do niesienia pomocy chorym dzieciom. Często bywa tak, że to Siostra Bożena podpowiada mi, któremu dziecku lub rodzinie mam w pierwszej kolejności pomóc z powodu ich biedy, o której dowiedziała się sobie wiadomymi sposobami. Natomiast kiedy chciałbym odłożyć wizytę, zachęca mnie, abym niezwłocznie odwiedził dziecko. Od 18 już lat jest ona drugą twarzą duszpasterstwa chorych, a często pierwszą, zanim spotkam się z chorym.
− To ogrom pracy. Widać tutaj dwie warstwy działań.
– Nawet trzy: Sakramenty, słowo i wymiar socjalny, czyli takie czysto ludzkie uwzględnienie potrzeb człowieka.
− Wracając do rekolekcji z Jasnej Góry – mówił Ksiądz wówczas o hierarchii działań kapelana, zaczynając od tego, co najmniej ważne, idąc w kierunku tego, co najważniejsze. Pamiętam, że mówił Ksiądz o tym, że kapelan szpitalny powinien być w takim miejscu, które jest najtrudniejsze, powinien być tam, gdzie nikt nie chce iść. Bo właśnie w takich miejscach szczególnie potrzebne jest działanie Jezusa.
– Kapelan powinien być tam, gdzie jest oczekiwany przez człowieka cierpiącego, a zwłaszcza bliskiego śmierci. Stąd też natychmiast przybywam, o każdej porze dnia i nocy, na wezwanie rodziny lub opiekunów medycznych. Bywają jednak sytuacje, że sam wykazuję inicjatywę, gdy obawiam się o zbawienie umierającego lub jego bliskich, a on lub oni są nieświadomi powagi sytuacji lub ją lekceważą. Jest jeszcze inny rodzaj obecności, o którym należy wspomnieć. Dotyczy on dzieci wykluczanych z aktywnego życia społecznego z powodu ich niepełnosprawności psychicznej lub fizycznej i biedy materialnej. Jeśli chcę się zbawić, to nie mogę ich pominąć, tak jak kapłan i lewita z przypowieści Jezusa o Miłosiernym Samarytaninie (por. Łk 10, 30-37). Troska o takie dziecko jest nie tylko wyrazem empatii, ale przede wszystkim praktyczną realizacją przykazania miłości, do wypełnienia którego zobowiązuje mnie Sam Chrystus. Stąd też wciąż zadaję sobie pytanie: Czy pomogłem wszystkim, których postawił na mojej drodze Jezus? Obawa o Miłość ukrytą w cierpiącym sercu jest probierzem i zarazem drogowskazem mojej aktywności chrześcijańskiej i szerzej ujmując − kapłańskiej. Sumienie zawsze we właściwy sobie sposób osądza mnie, czy byłem tam, gdzie powinienem być i czy kochałem? Z tym pytaniem budzę się i zasypiam od początku mojej pracy wśród chorych, początkowo jako lekarz, a potem zakonnik i kapłan, a więc od 1985 roku.
− Powoli zmierzamy ku jednemu z najtrudniejszych pytań… To pytanie związane z cierpieniem dziecka. Apostolstwo Chorych to droga ofiarowania cierpienia z Chrystusem za Kościół Święty. Bardzo trudne powołanie, o którym mówi Jan Paweł II w „Salvifici doloris”. Czy można o takiej drodze mówić w przypadku dzieci, bo tak świadomie przeżywają czas swojego cierpienia?
– Każdy chrześcijanin jest wezwany do wypełnienia nauki Chrystusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9,23). Objęcie krzyża własnego cierpienia jest zatem odpowiedzią dojrzałej miłości człowieka wiary. W tej odpowiedzi zamykają się pojęcia: powołanie i apostolstwo, jako dwa refleksy tej samej miłości, przyjmującej dar od Chrystusa-Miłości i zdolnej do obdarowania innych swoją ludzką miłością. Ten duchowy dar może być ofiarowany Bogu tylko przez kogoś, kto jest świadomy swojego czynu i w pełni wolny. Zatem w przypadku dziecka jest to możliwe tylko w tych wypadkach, gdzie możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że podejmuje ono moralne decyzje w sposób dojrzały i wolny, a jego wybory nie są zdeterminowane przez opinie dorosłych. Stąd też tego rodzaju apostolstwo wśród dzieci należy traktować bardzo odpowiedzialnie, aby nie obciążać ich ciężarami duchowymi, niemożliwymi do uniesienia i budzącymi ich niepokój. Znam jednak wyjątki, kiedy dzieci w wieku szkolnym (6-14 lat) wykazywały się heroiczną wiarą i miłością w obliczu spodziewanej śmierci. W moim subiektywnym przekonaniu był to dar od Boga, aby przymnożyć wiary nam, dorosłym opiekunom.
− Na koniec powróćmy do początku naszej rozmowy, czyli do posługi kapelana. Mówiliśmy o oddziaływaniu duszpasterskim na pacjentów, na służbę zdrowia. Ksiądz dzielił się doświadczeniem swojej trudnej pracy. Jak w takich warunkach radzić sobie z własną formacją?
– Musi sobie człowiek sam poradzić, nie oczekiwać, że ktoś mu to zorganizuje. Sam jest przed sobą i Bogiem za to odpowiedzialny. Zewnętrznym odbiciem formacji duchowej i religijnej jest wytrwanie w trudach pracy przez wiele lat, trwanie przy swoim. Wnętrze człowieka można poznać po tym, jak działa on na zewnątrz. Zawsze poznajemy po owocach…
− Bardzo dziękuję Księdzu Profesorowi za rozmowę.