Kapelania Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie

Tytuł
Przejdź do treści
Przy kładce do wieczności
"Order Uśmiechu" - najpiękniejsze odznaczenie przyznawane przez dzieci. Odznaczenie to otrzymał w dniu dzisiejszym, 1 czerwca br., obchodzonym jako Dzień Dziecka, ks. dr Lucjan Szczepaniak, sercanin. To dar małych pacjentów Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu, gdzie już dziewiąty rok pełni, jako kapelan, posługę duszpasterską.

"Z Panem Marianem pilnujemy kładki, przez którą do wieczności idą dzieci.." - napisał w jednym ze swoich
poetyckich utworów. W kręgu chorych ksiądz Lucjan obraca się od 24 lat, najpierw jako lekarz, a potem kapłan, zgodnie ze swą dewizą życiową: "Pozwól mi Panie jeszcze uczynić coś dobrego". Te dwa powołania idą cały czas w parze, od
chwili, gdy w czasie nauki w szkole średniej w rodzinnej Łodzi odkrył pragnienie bycia kapłanem.

Blisko człowieka
Po maturze czuł się niegodnym kapłaństwa, więc podjął studia medyczne, bo przecież zawód lekarza też "jest blisko człowieka potrzebującego pomocy". Gdy chciał je przerwać i wstąpić do seminarium, spotkany ksiądz sercanin poradził, aby dokończył to, co zaczął. Tak uczynił. Jednak zostawił dającą dużo satysfakcji pracę na oddziale dziecięcym w Wojewódzkim Szpitalu w Zgierzu wraz z możliwością pracy naukowej w Akademii Medycznej i wstąpił do zgromadzenia księży sercanów. "Kiedy wewnętrznie się pogodziłem, i złożyłem »ofiarę« z bycia lekarzem, od razu trzeba było założyć słuchawki, bo w nowicjacie pojawili się chorzy (...), którymi musiałem się  zaopiekować". Dla podtrzymania kompetencji zawodowych przełożeni skierowali go do Polsko-Amerykańskiego Instytutu Pediatrii, aby w klinice hematologii i onkologii dziecięcej u prof. J. Armaty odbył staż lekarski. Była to kolejna próba, zwłaszcza że profesor, widząc jego zdolności i zainteresowanie hematologią, wróżył mu karierę naukową. Przeważyła jednak wola bycia księdzem. Ale nie przestał też być lekarzem. Stale pozostawał w kręgu ludzkich spraw związanych z chorobą i śmiercią. Na kolejnych placówkach, jako wikary w parafii, a potem pomocnik mistrza nowicjatu, modlił się o powrót do pracy z chorymi. I stało się - w 1995 roku otrzymał od kard. Franciszka Macharskiego propozycję objęcia funkcji kapelana w znanym już szpitalu dziecięcym. W ubiegłym roku obronił pracę doktorską z teologii moralnej na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Jest autorem wielu artykułów i publikacji, w tym także kilku tomików poezji.

Z potrzeby serca
Podczas pracy w szpitalu zrodziła się też ta szczególna poezja. Wiersze pisze z potrzeby serca, zarówno dla siebie, jak i dla swoich podopiecznych i ich rodziców. "Łzy Boga", "Zmęczony Anioł", "Bezbronny Ojciec", "Szpitalny Różaniec" to tytuły tomików, które ukazały się drukiem. Są widać potrzebne, skoro stale trafiają do coraz to nowych pacjentów, uważa ks. Lucjan. W nich zwyczajnie po ludzku odreagowuje to wszystko, czego doświadcza w czasie towarzyszenia chorym dzieciom, a zwłaszcza ich rodzicom we wszystkich trudnych, a nieraz tragicznych chwilach. Są rodzajem modlitwy, migawką, reportażem, obrazkiem, refleksją...
Forma jest nieistotna - mówi kapłan, podkreślając, że wcale nie czuje się poetą. Ale dzięki temu zachowuje równowagę psychiczną. Uważa, że jest to także przedłużenie jego działalności, rodzaj świadomej terapii. "Te wszystkie wiersze są prawdziwe, realia tylko zostały zmienione, żeby nikogo nie ranić. Ale kiedy matka chorego dziecka czyta w nich o innej matce, to w ten sposób też się przygotowuje do tego, co ją czeka". Odnosi się to także do dzieci, które domagają się prawdy. Trzeba ją mówić tak - uważa ksiądz - żeby nie skłamać, ale i nie zaszkodzić. Więc gdy dziecko bierze tomik i czyta o swoich kolegach, którzy odeszli, to jest przygotowywane do tego, że tutaj umierają dzieci. I musi sobie też zadać pytanie, czy i jego to nie czeka". Moim zadaniem - mówi ksiądz Lucjan - jest zmniejszyć lęk i wzbudzić zaufanie do Pana Boga.
Pan Marian, występujący w pięknym obrazku pilnowania kładki, którą dzieci przechodzą do wieczności, jest nie tylko postacią autentyczną, ale także uosobieniem wszelkich pozytywnych cech pracowników medycznych. Ksiądz       Lucjan bardzo ceni sobie dobrze układającą się z nimi współpracę. Wielu z nich na różnych płaszczynach udziela się w ramach Akcji Katolickiej. Pracownicy naukowi organizują dwa razy w roku sesje etyczne. Jest koło różańcowe, a pracownicy techniczni czuwają nad wystrojem kaplicy. Podstawą duchowego klimatu szpitala jest całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu oraz kult MB Nieustającej Pomocy. Jej wizerunek został koronowany 12 września 2001 roku. "Matka Boża w szpitalu ma korony. Mało kto wie, że przed założeniem ich dotykały je rączki tych, którzy pomarli... W ten sposób jest Matką tych, co są na ziemi i są w niebie" - napisał ks. Lucjan po tym wydarzeniu.

Trudne pytania
Pojawiają się stale. "Dlaczego mnie to spotyka" - pyta młoda dziewczyna, która traci włosy, urodę, zdrowie i siły. Przeżywają bunt i rozpacz jej rodzice. "... Ty jesteś przecież Bogiem... Proszę - inaczej ten świat urządź i nie każ umierać dzieciom" - modli się ksiądz Lucjan, którego najbardziej boli niezawinione cierpienie dziecka.
Sam nie wiem, co jest gorsze: Patrzeć na śmierć dziecka, czy tłumaczyć rodzicom, że jesteś dobrym Ojcem...
Obecnie już ksiądz Lucjan nie ma problemu, kiedy matka pyta: "Co dziś ksiądz powie mojemu choremu synkowi, żeby się uśmiechnął?". Zawsze znajduje właściwe słowa czy sposób obecności, żeby przywrócić spokój, a       nawet uśmiech na twarzy. Coraz rzadziej też zdarza mu się "usprawiedliwiać" Pana Boga. Mówi, że właściwie nie ma takich sytuacji, żeby czuł się całkiem bezradnym. Zawsze można pomóc. Radością jest nieść pomoc innym i wtedy z każdym dniem staje się ona większa.
autor: Anna Osuchowa, "Gość Niedzielny", 1 czerwca 2003, s. 30.
Wróć do spisu treści