Publikacje S. Bożeny
Przynieś mi Jezusa…
W kapelanii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu trwa rok jubileuszowy 25-lecia wieczystej adoracji w kaplicy Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Nikt nie zliczy ile cudów – małych i wielkich – udało się tutaj wymodlić. Nikt też nie wątpi, gdy ciężko chore dzieci mówią czasem: „Była u mnie piękna Pani…”
Tekst: Monika Łącka
monika.lacka@gosc.pl
O tym, że adoracja w tak szczególnym miejscu, jakim jest szpital dziecięcy (nazwany przez św. Jana Pawła II „sanktuarium ludzkiego cierpienia”) powinna być dla medyków, a przede wszystkim dla rodziców małych pacjentów, wielkim duchowym zapleczem, ks. Lucjan Szczepaniak SCJ był przekonany, odkąd tylko został tutaj kapelanem. Decyzję, by to pragnienie urzeczywistnić, przypieczętowało jednak zdarzenie, które na zawsze utkwiło w jego sercu. Był rok 1995. Lekarze przez kilkanaście godzin operowali nastoletnią dziewczynę, która wpadła pod tira. Robili, co tylko się dało, by uratować jej życie. – Siedziałem przed blokiem operacyjnym z jej rodzicami i pamiętam, jak po całej nocy wyszedł do nas chirurg, szary ze zmęczenia. Zobaczyłem w nim zmęczonego anioła, który dał z siebie wszystko, by pomóc. Cicho powiedział jednak, że nie wiadomo, jak będzie, a ja poczułem, że w takich sytuacjach, i w tysiącu podobnych, potrzeba tutaj nadprzyrodzonej siły. Bo jeśli lekarze walczą, wykorzystując narzędzia, jakie daje medycyna, to kto tylko chce, może i czuje taką potrzebę, powinien walczyć modląc się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie – wspomina ks. Lucjan.
Źródło naszej siły
Nie tracąc czasu poprosił krakowską kurię o zgodę na rozpoczęcie całodziennej adoracji. Dekret w tej sprawie podpisał w ekspresowym tempie bp Kazimierz Nycz, a rok później kard. Franciszek Macharski zdecydował o powstaniu samodzielnego ośrodka duszpasterskiego, czyli Kapelanii pw. NMP Nieustającej Pomocy. Ks. Szczepaniak czuł jednak, że to wciąż za mało. Tę intuicję potwierdzała nocna modlitwa, która była prowadzona w kaplicy przez kilka lat – zawsze w Wielkim Poście, w nocy z czwartku na piątek – i w której uczestniczyła coraz to większa liczba osób. W końcu, 23 marca 2000 r., kard. Macharski zezwolił na rozpoczęcie tutaj wieczystej adoracji. W efekcie Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Prokocimiu do dziś jest prawdopodobnie jedynym państwowym szpitalem w Polsce (a może nawet i na świecie), gdzie adoracja trwa przez całą dobę. Jesienią 2001 r. metropolita krakowski ukoronował też obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. – Szybko powołałem Honorową Straż Najświętszego Sakramentu i Żywy Różaniec. Należą do nich pracownicy wszystkich działów szpitala i adorują w określone dni i godziny. Oczywiście, adorują też rodzice chorych dzieci, a niepisanym zwyczajem jest nawiedzanie Najświętszego Sakramentu przez wierzący personel szpitala przed rozpoczęciem pracy i na jej zakończenie, a także w czasie nocnego dyżuru – wylicza ks. Lucjan i dodaje: – Tutaj bije źródło naszej siły. Lekarze mówią czasem, że Chrystus, Boski Lekarz, jest tu z nimi na 24-godzinnym dyżurze, a ja mówię, że On jest do naszej dyspozycji o każdej porze dnia i nocy. Zwłaszcza wtedy, gdy jesteśmy wzywani do umierającego dziecka, i gdy brakuje słów, które można powiedzieć pogrążonym w bólu rodzicom. Jeśli tylko chcą, to w takich chwilach prowadzę ich do kaplicy, by tam złożyli swoje cierpienie.
Ks. Szczepaniak zapewnia również, iż cieszy się, że rok jubileuszowy w kapelanii rozpoczął się w tym samym momencie, co trwający wciąż z naszej archidiecezji Kongres Eucharystyczny, i że wpisuje się on w to wielkie duchowe wydarzenie. – Cieszę się również, że Chrystus prawie nigdy nie jest w kaplicy sam. Czasem nawet żartuję, iż trzeba dać Mu chwilę odpoczynku – uśmiecha się kapelan.
Przepustka do szpitala
Nie on wybrał sobie to miejsce pracy. Jako młody i dobrze zapowiadający się lekarz nie przypuszczał też, że Pan Bóg ma swój plan, który będzie realizował pokazując Lucjanowi Szczepaniakowi, gdzie chce go posłać… Najpierw skrzyżował jego ścieżki z zakonem księży sercanów, a później, gdy Lucjan był już alumnem, podpowiedział, że warto przyjść na staż medyczny w ówczesnym Polsko-Amerykańskim Instytucie Pediatrii w Prokocimiu, do Kliniki Onkologii i Hematologii Dziecięcej, której kierownikiem był prof. Jerzy Armata. – Na dłużej wróciłem już kapłan, w 1995 r., bo z inicjatywy prof. Armaty, popartej przez dyrekcję szpitala, kard. Macharski otrzymał prośbę, bym podjął tutaj posługę duszpasterską, na pełnym etacie. Tak się stało i od 29 lat mam w sobie pewność, że w tym szpitalu bije moje serce, które wsłuchuje się w bicie Najświętszego Serca Jezusa. Tutaj też spełnia się moje powołanie, moja droga do zbawienia – przekonuje kapłan, który rocznie rozdaje ok. 30-40 tys. komunii, i który do pierwszej Komunii Świętej przygotował już sto kilkadziesiąt dzieci, a tego sakramentu udzielał o różnych porach dnia i nocy, dostosowując się do nawet najbardziej dramatycznych okoliczności. Bierzmowania w szpitalnych murach udzielił natomiast ok. 1000 razy. Ks. Lucjan skromnie mówi jednak, że to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby w działalności duszpasterskiej był skazany tylko na siebie. Gdyby nie spotkał tu anioła w ciele dzielnej kobiety, która również od 29 stoi pod krzyżem na Golgocie, i którą można nazwać niewiastą powołaną do spraw najtrudniejszych. Siostra Bożena Leszczyńska OCV, bo o niej mowa, dobrze wie, czym są choroba i cierpienie, bo przez wiele lat zmagała się z poważną wadą serca, której konsekwencją była skomplikowana operacja. Nim przywędrowała do Krakowa, od 10 lat należała do zgromadzenia Małych Sióstr Jezusa, a jednym z zadań, jakie dostała od swoich przełożonych, była posługa w warszawskim szpitalu dziecięcym. I dla niej Pan Bóg miał jednak inny plan… W 1995 r., dwa miesiąca przed tym, jak pracę w szpitalu rozpoczął ks. Lucjan, prof. Jerzy Armata przyjął s. Bożenę na swój oddział jako wolontariuszkę (polonistkę), która bardzo chciała służyć tutaj chorym dzieciom. W ramach wolontariatu (obecnie jest pełnoetatowym pracownikiem, asystentką pastoralną) miała też pomagać w duszpasterstwie, co dla ks. Lucjana (który dopiero co przyjął święcenia) było sporym szokiem. – Nie wyobrażałem sobie tej współpracy, która z definicji musiała być bliska. Obawiałem się, jak to przyjmie nasze otoczenie, i czy będę potrafił nawiązać z Bożeną odpowiedni kontakt. Pewnego dnia rozwiała jednak wszelkie moje wątpliwości, bo trochę zbyt szorstko zapytałem, czy wie, na jakiej podstawie tu przyszła. Bożena, bliska łez, wyciągnęła tylko do mnie rękę – w jej dłoni ukryta była maleńka figurka Dzieciątka Jezus. Powiedziałem, że więcej pytań nie mam, że to jest jej przepustka do szpitala – przyznaje kapłan. Pan Bóg tylko na to czekał, bo miał już przygotowany ciąg dalszy tej historii.
Cała jesteś Jezusowa!
S. Bożena zaczęła odkrywać, jaka droga jest jej pisana –chorym dzieciom oddawała całe swoje serce i coraz bardziej czuła, że powinna być z nimi dniem i nocą, kiedy tylko potrzebują jej obecności. Swoimi rozterkami podzieliła się z kard. Franciszkiem Macharskim, a ten zdecydował, że może wydać dekret, którym zwolni Bożenę z przynależności do zgromadzenia zakonnego, i który otworzy jej furtkę do przyjęcia dziewiczej konsekracji (sam też później przewodniczył obrzędowi konsekracji, który odbył się w kaplicy Arcybiskupów Krakowskich). Serce Bożeny zatańczyło z radości! Kard. Macharski poprosił ją też, by służąc cierpiącym dzieciom każdą ich prośbę traktowała bardzo poważnie, zwłaszcza jeśli będzie to prośba dziecka będącego w sytuacji zagrożenia życia. Nie spodziewał się, że jedna z takich próśb jeszcze bardziej odmieni życie s. Bożeny, która mocno wierzy, że przez usta ciężko chorej dziewczynki przemawiał sam Bóg. – Pewnego wieczoru, ok. godz. 20, przyjechała do szpitala mała Magda. Bardzo się bała, bo następnego dnia miała mieć kolejną już operację serca, ratującą jej życia. Miała świadomość, że może tej operacji nie przeżyje. Gdy przyszłam do niej, powiedziała: „Proszę, przynieś mi Jezusa”. Odpowiedziałam, że to przecież niemożliwe, bo jestem kobietą, i że poproszę księdza, by przyszedł z Komunią. Obiecałam też, że pójdę do kaplicy i będę się tam modliła całą noc, by operacja się udała – wspomina s. Bożena. Magda zgodziła się na tę propozycję, ale zapytała, czy siostra pytała kiedyś kogoś o pozwolenie, by mogła udzielać dzieciom Komunii Świętej, bo przecież „ona cała jest Jezusowa!”. – Nie przyszło mi to wcześniej do głowy, ale obiecałam, że niebawem zapytam – dodaje s. Leszczyńska. Rano prośbę małej Magdy podchwyciły też inne dzieci, które klaszcząc w dłonie mówiły: „Tak, chcemy, przynoś nam Jezusa”. Dziewczynka operację przeżyła, a s. Bożena opowiedziała to wszystko kard. Stanisławowi Dziwiszowi, który był już wtedy metropolitą krakowskim. Jego odpowiedź mogła być tylko jedna. – Zgodę i błogosławieństwo kardynała, bym była nadzwyczajnym szafarzem Komunii Świętej na terenie Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, otrzymałam praktycznie natychmiast, w listopadzie 2011 r., a oficjalną, codzienną posługę rozpoczęłam 8 grudnia, czyli już ponad 12 lat temu. Z pierwszą Komunią Świętą poszłam do Magdy. Obie bardzo mocno to przeżyłyśmy. Do dziś każdego dnia czuję wielkie wzruszenie, gdy idę przez szpital niosąc Najświętszy Sakrament. Traktuję to jak małą procesję Bożego Ciała – nie kryje łez s. Bożena. Jej misję potwierdził też (i co roku przedłuża) obecny metropolita, abp Marek Jędraszewski. – Jestem przekonany, że s. Bożena została odpowiednio przygotowana do tego zadania, także poprzez osobiste dotknięcie krzyża. Co więcej – została wzięta z ludu, ze swojej rodziny i wspólnoty zakonnej, i dla ludu ustanowiona. Wierzę, że to sam Bóg tutaj ją zaprosił i wprowadził, a Kościół ją posłał, by trwała pod krzyżem, razem z rodzicami chorych dzieci. I trwa, daje swoje serce naśladując Matkę Bożą, chodząc tutaj jej ścieżkami. Niesie też nadzieję i pociechę. A dzieci jej ufają, bo wyczuwają w niej kobietę, która ma w sercu Jezusa – podkreśla ks. Lucjan, a s. Bożena cicho dodaje, że nie zamieniłaby tego miejsca swojej posługi na żadne inne, bo zaszczytem jest dla niej towarzyszyć dzieciom, które są dla niej niczym żywe monstrancje – z nimi się modlić i przed nimi klękać… – Korytarzami tego szpitala przechadzają się Bóg i Maryja. Wiemy to na pewno i serce ściska się ze wzruszenia, gdy mówią nam o tym dzieci – zapewnia s. Bożena.
Więcej na krakow.gosc.pl.