
Fot. Maria Frąckowiak
Z serca do serca
O modelach duszpasterstwa szpitalnego, o wielkiej miłości chorych
dzieci do Jezusa oraz o odwiedzinach papieża Franciszka opowiada ks. dr hab. Lucjan Szczepaniak SCJ,
kapelan Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego
W Krakowie-Prokocimiu.
Podczas konferencji
w Katowicach mówił Ksiądz o różnych modelach duszpasterstwa szpitalnego. Proszę
scharakteryzować każdy z nich.
Ks. Lucjan Szczepaniak: – Biorąc pod uwagę
literaturę źródłową oraz doświadczenia własne, dostrzegam trzy sposoby prowadzenia
duszpasterstwa szpitalnego. Pierwszym z nich jest model „wielokulturowy”. Cechuje
go zacieranie różnic religijnych. Stąd też zazwyczaj w szpitalu nie ma kaplicy
z Najświętszym Sakramentem, którą zastępuje wielowyznaniowe oratorium bez
religijnej symboliki. Brak też zewnętrznych form kultu Maryjnego wyrażanych w
pieśniach, litaniach, modlitwie różańcowej i nabożeństwach. W salach chorych
nie ma krzyży i obrazów Matki Bożej. W opiece duchowej akcentowana jest głównie
opieka psychologiczna, a kapłan katolicki traktowany jest jako jeden z wielu
asystentów duchowej opieki. Kapelan, jeśli jest, nie jest odpowiedzialny za całość
opieki religijnej i duchowej, chociaż pewnie są wyjątki. Księdzu nie wolno w
szpitalu samodzielnie poszukiwać wierzących pacjentów, którzy są chronieni
przez personel od niezapowiedzianych wizyt. Odwiedziny są możliwe wówczas, gdy ksiądz
zostanie zaproszony przez chorego lub jego bliskich. Kapłan nie używa stroju
duchownego i unika zewnętrznych symboli religijnych. Głoszenie Słowa Bożego i sprawowanie
sakramentów, będące istotą duszpasterstwa, często zastępowane są przez
błogosławieństwo i sakramentalia. Trudne do zaakceptowania jest to, że nie
przypomina się ciężko chorym o zbawieniu i możliwości skorzystania z sakramentów
nawet wobec zagrożenia ich życia.
Kolejnym jest model „medyczno-socjalny” charakteryzujący
społeczeństwa zamożne i w znaczącym stopniu zeświecczone. Stąd też na wysokim
poziomie sprawowana jest opieka medyczna, socjalna i duchowa, natomiast posługa
sakramentalna zanika, albo już praktycznie nie istnieje. W takim modelu ksiądz
jest tylko jednym z członków wielodyscyplinarnego zespołu medycznego i podlega
jego kierownikowi. Działalność duszpasterska odnotowywana jest w dokumentacji
medycznej, a jego praca oceniana jest przez świeckie osoby. W pracy kapelana akcentowana
jest głównie pomoc duchowa (niesakramentalna) oraz psychologiczna i socjalna. W
modelach „wielokulturowym” i „medyczno-socjalnym” nie jest priorytetem
zaspokajanie potrzeb religijnych ze szczególnym uwzględnieniem posługi
sakramentalnej. Stąd też są one obce polskiej religijności. Uważam, że źle by się
stało, gdyby były podejmowane próby naśladowania i promowania ich w polskich
szpitalach.
Trzecim sposobem realizacji duszpasterstwa jest model „chrystocentryczny
i maryjny”, który realizuję w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie i
który jest obecny w wielu polskich szpitalach. Centrum duszpasterstwa stanowi
kaplica z Najświętszym Sakramentem. Pielęgnowany jest kult Matki Bożej. W
szpitalu jest również kaplica pożegnań zmarłych. Pacjent ma dostęp do kaplicy i
możliwość kontaktu z kapelanem przez całą dobę. Chorzy codziennie mogą
korzystać z sakramentów, a w zagrożeniu życia przez całą dobę. Duszpasterz nie
podlega zespołowi medycznemu, lecz współdziała z nim. Zatem sercem
duszpasterstwa i szpitala jest Najświętszy Sakrament. Z tego źródła czerpie moc
zespół duszpasterski, chorzy i ich opiekunowie. W szpitalu dziecięcym etatowy zespół
duszpasterski stanowią dwie osoby: kapelan pełniący funkcję od 1995 r. i współpracująca
ze mną od samego początku s. dr Bożena Leszczyńska będąca asystentką pastoralną
oraz nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. W miarę potrzeb zespół powiększany
jest o dwie katechetki zatrudnione w szkole szpitalnej, pracowników skupionych
w grupach modlitewnych duszpasterstwa, wolontariuszy oraz zaproszonych do
pomocy księży. Działamy według wypracowanej przez siebie metody, którą można
scharakteryzować jako realizacja czterech etapów: odnalezienie potrzebujących
pomocy, zapalenie im światła wiary, ogrzanie ciepłem miłości chrześcijańskiej i
nakarmienie ich duszy.
Duszpasterstwo organizuje stałe i okolicznościowe uroczystości
religijne dla całej wspólnoty wierzących szpitala, takie jak: kolęda z udziałem
księży kardynałów lub biskupów pomocniczych, Światowy Dzień Chorego, rocznica
ukoronowania Obrazu NMP Nieustającej Pomocy, święto św. Łukasza – patrona
służby zdrowia. Duszpasterstwo reaguje na problemy etyczne i moralne pracowników
poprzez rozmowy, posługę w konfesjonale, działalność naukową i edukacyjną
realizowaną w formie cyklicznych sesji z cyklu etyka w medycynie, (do tej pory
było ich XXVI) oraz redakcji „Bioetycznych Zeszytów Pediatrii” wydawanych od
2002 r. przez Instytut Pediatrii Wydziału Lekarskiego CM UJ. Oczywiście od
samego początku prowadzona jest działalność charytatywna i społeczna. Przez
piętnaście lat przy duszpasterstwie prowadzony był szczep harcerski „Szerokie
Pole” zajmujący się rehabilitacją i wypoczynkiem dzieci z chorobą nowotworową.
Równolegle z pracą harcerską do dzisiaj aktywnie działa wolontariat. Staramy
się wspierać rodziny pacjentów przede wszystkim religijnie, ale też duchowo, a
w niektórych wypadkach materialnie. Szczególną troską otaczane są rodziny
umierających dzieci.
– Pełni Ksiądz od wielu lat posługę kapelana w
Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu. To dosyć szczególna
sytuacja, ponieważ jest Ksiądz w tym miejscu na stałe. Proszę opowiedzieć o swojej
posłudze i o tym, jakie plusy i minusy wynikają z bycia i służby od wielu lat w
tym samym szpitalu.
– W pracy kapelana szpitalnego liczą się: wiara, gorliwość, teoretyczne
przygotowanie i przede wszystkim wieloletnie doświadczenie. Moja sytuacja jest trochę
inna od pozostałych kapelanów, ponieważ przed wstąpieniem do Zgromadzenia
Księży Sercanów byłem już młodym lekarzem. Znałem ówczesne potrzeby religijne
chorych i opiekunów medycznych niejako od środka. Pięć lat przed rozpoczęciem
posługi kapelana w szpitalu dziecięcym odbyłem w nim dwumiesięczny specjalistyczny
staż lekarski w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej. Jestem zaprzyjaźniony
z wielu lekarzami i innymi pracownikami szpitala. W tym miejscu jednak kończą
się ułatwienia, a rozpoczyna ponad dwudziestoletni, całodobowy dyżur kapelana,
oczywiście zdarzają się również chwile wytchnienia. Troską duszpasterską
otaczam cierpiących, którzy są w centrum mojej służby. Z perspektywy minionych
lat uważam, że ksiądz powinien pokochać posługę chorym i poświęcić jej swoje
życie. Tylko wówczas będzie odczuwał wewnętrzną radość służby samemu
Chrystusowi w chorych i nie ulegnie on zniechęceniu, co psychologia określa
mianem „wypalenia”. Dyplom lekarza posiadam już 32 lata i jestem głęboko
przekonany, że większość koleżanek i kolegów swój zawód traktuje jako powołanie,
chociaż może nie zawsze rozumiane w sensie religijnym. Stąd też ksiądz tym
bardziej powinien być wśród chorych z powołania, jako kapłan Boży. To jest to
„ponad to”, co może ofiarować Bogu, nie licząc czasu, utraconych sił i nie
obawiając się, że nie zrobił tzw. kariery.
– W czym upatruje Ksiądz misję kapelana
szpitalnego? Czy jest on "tylko" szafarzem sakramentów, a może także
przewodnikiem, przyjacielem, i to również dla personelu? Jakie są Księdza
doświadczenia w tej materii?
– Staram się odpowiadać na potrzeby religijne pacjentów, ich
rodziców i personelu medycznego. Stąd też oprócz posługi kapłańskiej
sprawowanej dla tych, których życie nie jest bezpośrednio zagrożone, jestem
przy większości dzieci przywiezionych z wypadków, bardzo ciężko chorych i
bliskich śmierci. Szczególną troską otaczam dzieci odchodzące do Boga i ich
osierocone rodziny. Stosownie do wieku otrzymują one sakramenty: chrztu,
pojednania i pokuty, Eucharystii, I Komunii św., bierzmowania i namaszczenia
chorych. Najtrudniejsza jest jednak rozmowa z chorymi dziećmi i ich rodzicami.
Moim zadaniem jest wzbudzić w nich nadzieję i wiarę oraz zbliżyć do kochającego
ich Boga. Nie jest to zwyczajna rozmowa, bowiem często towarzyszy jej ogromny
lęk przed cierpieniem i niepewnością losu. Duchowa sytuacja rodziców zazwyczaj
jest o wiele trudniejsza od ich dzieci, które nie muszą być w pełni świadome
istniejącego zagrożenia, albo w ogóle nie zdają sobie z tego sprawy. W tej
trudnej pracy mogę liczyć na kompetentne i pełne poświęcenia wsparcie ze strony
s. Bożeny, która jest świetnie przygotowana i bardzo łatwo nawiązuje relacje z
dziećmi i ich opiekunami. Tak ujęta posługa duszpasterska różni się od opieki
duchowej pozbawionej praktyk religijnych. Dla chorych jestem bowiem przede
wszystkim kapłanem i szafarzem sakramentów. Wszystkie inne funkcje poza
sakramentalne, które opisuje fachowa literatura, takie jak: pocieszyciel,
mediator, doradca, etyk są przydatne, ale nie mogą w trudnym położeniu dać
cierpiącemu Boga. Opiekę duchową rozumiem i sprawuję jako opiekę religijną z
posługą słowa Bożego i sakramentów. Stąd też nie widzę możliwości zastąpienia
kapłana osobą świecką, która przecież nie będzie mogła sprawować sakramentów. Niestety
obecnie promowana jest opieka duchowa wzorowana na krajach w których praktycznie
zanikło chrześcijaństwo, chociaż niegdyś było tam bardzo silne. Niewątpliwie
tak rozumiana opieka duchowa wpisuje się w pogłębiającą się sekularyzację. Znajdzie
ona poparcie w tych kręgach społecznych, które zatraciły religijny sens swojego
istnienia, będzie promowana medialnie i w dalszej perspektywie może przyczynić
się do osłabienia duszpasterstwa chorych, a w najgorszym wypadku zaniku
przynajmniej w niektórych szpitalach Stąd też należy tworzyć zespoły opieki
duszpasterskiej skupione wokół osoby kapłana. Opieka ta, dobrze sprawowana,
zawsze jest też i opieką duchową. Nie obawiam się nietolerancji, złego
traktowania lub lekceważenia potrzeb niechrześcijan i niewierzących, bowiem nauczaniu
Chrystusa były obce wykluczenia drugiego człowieka z jakichkolwiek powodów
rasowych, religijnych, kulturowych, czy politycznych.
– Proszę
opowiedzieć o swoich spotkaniach z pacjentami i ich rodzinami i powiedzieć,
czego uczą Księdza te spotkania?
– Kiedy rozpoczynałem posługę w szpitalu myślałem, że będę
przede wszystkim otaczał wszechstronną opieką dzieci. Bardzo szybko
zrozumiałem, że jeszcze większej pomocy wymagają ich rodzice i opiekunowie
medyczni. Wspólnie z s. Bożeną doświadczamy, że niektóre dzieci obdarzone
jakimś szczególnym darem wiary, upominają się o modlitwę i sakramenty, a
zwłaszcza Komunię św., pomimo obojętności religijnej ze strony najbliższych.
Stąd też zdarza się, że kiedy je odwiedzamy, skupienie dziecka, żarliwa
modlitwa i przyjęcie Komunii św. z miłością, zawstydza dorosłych i innych
pacjentów. Wiele razy mieliśmy też do czynienia z dziećmi w wieku 5-7 lat
bardzo ciężko chorymi, niekiedy śmiertelnie, które niezachęcane przez ich
bliskich, ani personel medyczny, same „załatwiały” sobie sakrament pokuty i I
Komunię św. Tak było ze zmarłym przed kilkoma dniami siedmioletnim Bartusiem, który
trzy miesiące temu uparł się, że koniecznie chce się wyspowiadać, a przecież
jeszcze nigdy nie czynił tego i nie przyjmował Komunii św. Podczas odwiedzin s.
Bożeny usilnie prosił ją o rozmowę ze mną. Idąc do chłopca nie wiedziałem
jeszcze, jak postąpię. Kiedy usiadłem przy łóżku Bartusia, on o nic mnie nie
pytając, rozpoczął swoją spowiedź. Byłem wzruszony i zarazem zawstydzony głębią
i delikatnością jego miłości do Jezusa. Bez wahania udzieliłem mu rozgrzeszenia
i poprosiłem jego mamę, aby w ciągu kilku dni zorganizować I Komunię św. w
Kaplicy szpitala. Bartuś okazał się misjonarzem, ponieważ Kamil, jego rówieśnik
z tej samej sali, również wówczas przystąpił do swojej pierwszej spowiedzi. Za
kilka dni udzieliłem chłopcom I Komunii św. dającą ogromną duchową radość i
siłę zarówno im, jak i ich rodzicom.
Nie tylko wiara najmłodszych ujmuje nas za serce, ale
również ich starszych koleżanek i kolegów. W lipcu minionego roku cały świat
mógł zobaczyć w internecie zdjęcie szesnastoletniej Wiktorii, której policzka
dotyka dłoń błogosławiącego ją papieża Franciszka, podczas jego wizyty w
Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Wiktoria na początku marca
odeszła do Nieba, będąc wzorem pokory, prostoty i miłości do Boga, swoich
bliskich i opiekunów. Nie słyszałem nigdy skargi z jej ust. Zawsze była
uśmiechnięta, nawet gdy bardzo bolało. Dodawała otuchy swoim rodzicom. Odeszła
stąd jak święta. Na tydzień przed śmiercią uczestniczyła we Mszy św., w czasie
której przyjęła Wiatyk, obdarzając nas niezwykłym uśmiechem pełnym dobroci. Bóg
dał jej łaskę, że pomimo wcześniejszych cierpień, po krótkiej rozmowie z mamą
zasnęła szczęśliwa, widząc zalewające ją ciepłe promienie słońca. Te spotkania
z dziećmi głębokiej wiary podnoszą nas na duchu w chwilach, kiedy wydaje się,
że świat dorosłych ogarnia ciemność. Są one prawdziwymi świętymi żyjącymi wśród
nas, którzy poprzez heroizm wiary w cierpieniu uczą nas prawdziwej miłości.
– Co jest dla Księdza
najtrudniejsze (obciążające) w tej posłudze, a co przynosi największą radość?
– Najtrudniejszym dla mnie i s. dr Bożeny jest doświadczanie
braku wiary u dorosłych, którzy nie widzą potrzeby zbliżenia się do Boga nawet
w sytuacji umierania dziecka. Nikt i nic nie może ich pocieszyć, ponieważ
utracili nadzieję zbawienia. Sytuacja jest dramatyczna, ale oni nie potrafią
przyjąć pomocy. To jest objaw postępującej sekularyzacji. Jeszcze 10 lat temu
nie spotykaliśmy się z tak trudnymi wydarzeniami. W tej perspektywie można
zrozumieć, jak bardzo nas zasmuca, kiedy dziecko lub nastolatek przyjęty do
szpitala z dumą wyznaje, że porzucił wiarę i jest ateistą, a przecież był
ochrzczony i przyjmował I Komunię św., a często również sakrament bierzmowania.
Deklarację tę szczególnie trudno przyjąć, kiedy dziecko jest uratowane po
nieudanej próbie samobójczej. Nie pozostajemy jednak obojętni i bezczynni.
Modlimy się w ich intencjach trwając na adoracji Najświętszego Sakramentu i
próbujemy ich ująć bezinteresownym dobrem. Niektórym spośród nich udaje się nam
pomóc. Największą zaś radość przynosi nam widok chorego dziecka z dumą wyznającego
wiarę wobec niedowierzających pacjentów oraz wątpiących dorosłych, którzy
dzięki niemu ponownie uwierzyli. Szczególny rodzaj duchowej radości doznajemy
również, kiedy ciężko chore dziecko wraca do zdrowia, gdy wszyscy utracili już
nadzieję.
– Proszę o klika słów wspomnienia z wizyty w waszym szpitalu papieża Franciszka.
– Najbardziej wzruszające momenty spotkania papieża
Franciszka z pacjentami i pracownikami były ukryte dla kamer stacji
telewizyjnych. Po oficjalnym powitaniu w głównym holu pozostały czas wypełniły wzruszające
odwiedziny chorych dzieci i modlitwa w szpitalnej kaplicy, gdzie oczekiwali go
lekarze i pielęgniarki. W przedsionku Kaplicy powitałem Ojca świętego wraz z s.
Bożeną oraz Olą i Mikołajem – przedstawicielami dzieci. Powiedziałem wówczas,
że Kaplica jest sercem szpitala, w którym jest Serce Boga okazujące miłość
wszystkim chorym dzieciom i ich opiekunom. Natomiast s. Bożena razem z dziećmi
podarowała Papieżowi Franciszkowi album zawierający ponad dwieście rysunków,
wyklejanek, wykonanych przez chore i niepełnosprawne dzieci. W albumie znalazły
się też wiersze i kilka bardzo wzruszających listów od osieroconych rodziców.
Podarunek ten był niezwykłym darem serca, bo inspirowany miłością do Ojca
Świętego wykonany został z ogromnym wysiłkiem, a nierzadko i towarzyszącym
bólem. Papież otrzymał też od dzieci mały bukiet kwiatów, który złożył w
Kaplicy przed słynącym łaskami Obrazem NMP Nieustającej Pomocy ukoronowanym w
12.09.2001 r. przez kard. Franciszka Macharskiego. Następnie długo modlił się w
milczeniu przed Najświętszym Sakramentem wraz z kardynałami i biskupami oraz
zgromadzonymi w Kaplicy gośćmi i pobłogosławił nas wszystkich. Po wyjściu z
Kaplicy przez kilka minut byliśmy z s. Bożeną sami z Papieżem bez
towarzyszących mu osób. Wówczas przytulił on s. Bożenę do serca, aby tę jego
miłość i bliskość mogła przekazać dzieciom, których nie mógł on osobiście
odwiedzić. Było to prawdziwe duchowe przeżycie, które na zawsze pozostanie nam
w pamięci.
– Na czym polega
wyjątkowość powołania siostry dr Bożeny Leszczyńskiej tworzącej z księdzem
zespół duszpasterski?
– Siostra Bożena całe swoje życie poświęciła służbie
Jezusowi, który utożsamił się z cierpiącymi, a więc i chorymi dziećmi. Do niej
odnoszą się również Jego słowa: „nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem”
(J 15,16). Będąc na uroczystości przyjęcia jej do stanu dziewic konsekrowanych w
kaplicy arcybiskupów krakowskich 2 lutego 2003 r., zapadły mi w pamięć słowa
ks. kard. Franciszka Macharskiego, który w czasie homilii wyznaczył jej misję w
Kościele: „Na życzenie biskupa musi ona żyć nie w klasztorze, zgromadzeniu
zakonnym, ale żyć w świecie i jednocześnie żyjąc w świecie służyć Bogu”. Bóg
wybrał dla niej, a Kościół potwierdził, najpiękniejszą i bardzo trudną służbę
pośród ciężko chorych dzieci. Dodaje im otuchy, umacnia wiarę, zanosi im
Komunię św. pamięta o każdym i dostrzeże smutne, gdy inni przechodzą obok niego
obojętnie. Posiada niezwykły dar łatwego nawiązywania kontaktu z dzieckiem.
Jest to mowa z serca do serca. W swoim pokoju szpitalnym posiada niezwykłą – jak
dzieci mówią − „magiczną” szafę zaopatrzoną w zabawki, książki i słodycze i
wszystko to, co może ucieszyć dziecko i odwrócić jego uwagę od cierpienia.
Siostra Bożena nie rywalizuje z nikim, ale kierując się intuicją obejmuje opieką
te dzieci, z którymi inni mają utrudniony lub słabszy kontakt. Jest ona w
sensie dosłownym drugą matką dla dzieci, które utraciły swoich rodziców. Z
pamięci mogę bez trudu przywołać imiona niektórych z nich: Agnieszka, Szymon,
Adrian, Wiktor, a przecież to nie wszystkie… Jej wrażliwość na cierpienie
dziecka porusza i mobilizuje mnie i innych pracowników szpitala do niesienia
pomocy, pomimo zmęczenia. Bez patosu mogę zaświadczyć, że Bóg wybrał s. Bożenę,
aby swoim życiem dała świadectwo, że jest On zatroskanym Ojcem o każde
cierpiące dziecko.
Rozmawiała: Renata
Katarzyna Cogiel, Z serca do serca,
„Apostolstwo Chorych. List do osób chorych i niepełnosprawnych”, 88(2017) nr 5.