Jestem w szpitalu i dla szpitala - Kapelania Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie

Tytuł
Przejdź do treści


Jestem w szpitalu i dla szpitala

     - Nie wyobrażam sobie, że można zostawić chorych, pracowników medycznych, czy rodziców odizolowanych od dziecka, bez posługi religijnej, jeśli o nią proszą, a czynią to czasami bardzo usilnie i pokornie - mówi Niedzieli ks. dr hab. teolog. Lucjan Szczepaniak SCJ, z wykształcenia lekarz, który od 25 lat jest kapelanem w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie.

Z ks. dr hab. teolog. Lucjanem Szczepaniakiem SCJ rozmawia Maria Fortuna-Sudor

Maria Fortuna-Sudor: - Księże Kapelanie, jak się Ksiądz czuje w obecnej sytuacji?
Ks. dr Lucjan Szczepaniak: - Mój były prowincjał także mnie o to zapytał. Odpowiedziałem, że bardzo dobrze, bo w tym szpitalu  jestem jakby w izolacji przez całe 25 lat, czasem bardziej niż w zakonie kontemplacyjnym. Muszę być gotowy do posługi o każdej porze dnia i nocy. Tak jest też w czasie pandemii. Jestem do dyspozycji w szpitalu przez cały dzień i pod telefonem w nocy, czyli dyżur trwa 24 godziny na dobę. Właściwie z nikim się nie kontaktuję poza szpitalem, nawet w domu zakonnym, aby zmniejszyć ryzyko infekcji, chociaż jestem zupełnie zdrowy. Jedyna droga, którą pokonuję codziennie, jest na linii: dom zakonny- szpital.

 
- Jak wygląda obecnie posługa kapelana w szpitalu?
 
- Kapelan szpitalny jest zazwyczaj etatowym pracownikiem służby zdrowia, toteż powinien być przygotowany do reagowania w każdej sytuacji zagrożenia życia i zdrowia człowieka. Wymaga to współdziałania z pracownikami medycznymi  i zachowania procedur bezpieczeństwa sanitarno-epidemiologicznego. Jestem w komfortowej sytuacji będąc z wykształcenia lekarzem już 35 lat. Od samego początku jestem związany z pediatrią, a od 1990 r. ze Szpitalem Dziecięcym w Prokocimiu dzięki Klinice Onkologii i Hematologii.
 
Epidemia spowodowana koronawirusem COVID-19 wymaga szczególnej troski i wysiłku zarówno ze strony służby zdrowia, jak i duszpasterza. Trzeba jednak pamiętać, że oprócz tej epidemii były i są inne choroby, bardzo groźne dla życia i zdrowia, w tym również choroby zakaźne, a przecież kapelani zawsze służyli tym chorym, służą i będą służyć nie zważając na niebezpieczeństwo, ale również i nie lekceważąc go. I ja służę i będę służył tak długo, jak mi na to pozwoli zdrowie. Nie ma mowy o wycofaniu się z posługi chorym, czy dezercji z powodu lęku o własne życie. Jezus przecież powiedział: „Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”. Według św. Pawła Apostoła w dobrych zawodach występuję, zatem mam uczynić wszystko, abym ten trudny życiowy bieg ukończył i ustrzegł wiary swojej i powierzonych mojej opiece chorych dzieci, ich rodzin i pracowników szpitala.

 
- A jak obowiązujące w szpitalach procedury przekładają się na tę służbę?
 
- Od chwili ogłoszenia pierwszych procedur postępowania, w przypadku SARS-Cov- 2, dostosowałem się  do nich w porozumieniu z dyrekcją szpitala,  z którą współpraca układa mi się bardzo dobrze. Ze strony dyrekcji i personelu odczuwam dużą życzliwość i zaufanie,  zresztą od początku mojej pracy. Kaplica jest otwarta całą dobę, ale obecnie głównie dla pracowników będących na dyżurze. W tej chwili nikt z zewnątrz nie może do niej przychodzić, aby modlący się w niej  mogli czuć się bezpiecznie.  

 
- Potrzebują modlitwy, przychodzą?
 
- Do kaplicy przychodzą pracownicy szpitala, a rodzice i  opiekunowie przebywający z chorymi dziećmi, jeśli mają na to zgodę lekarza oddziału. W ogóle na terenie szpitala jest w tej chwili mniej pacjentów i nie ma odwiedzających. Odpowiedzią duszpasterstwa na trudności i ograniczenia jest to, że w kaplicy odprawiam więcej niż zwykle Mszy św. Codziennie sprawuję Eucharystię i nabożeństwa w intencji chorych i pracowników służby zdrowia. W duszpasterstwie pracuje i modli się ze mną s. dr Bożena Leszczyńska, asystentka pastoralna. Szczególnym znakiem miłosierdzia Bożego dla szpitala jest łaska całodobowej adoracji Najświętszego Sakramentu w kaplicy, która trwa już 20 lat. Bóg przygotował nas do tych trudnych czasów poprzez kult Eucharystii i Matki Bożej. W czasie Wielkiego Postu odbyły się wszystkie nabożeństwa pasyjne i rekolekcje, zgodnie z zaleceniami Episkopatu i Metropolity Krakowskiego. Materiały audio-video są na stronie  kapelanii. Ilość osób uczestniczących w nabożeństwach była ograniczona do obowiązujących rozporządzeń. Nie zaspokoiło to jednak wszystkich potrzeb religijnych. Niestety wielu ludzi nie rozumie, jak bardzo cierpiący, wierzący człowiek potrzebuje rzeczywistej bliskości Boga w sakramentach świętych.  A zwłaszcza, gdy istnieje realne zagrożenie jego życia lub osób, które kocha. Pragnienie przystąpienia do sakramentu pokuty, namaszczenia chorych i Eucharystii potęgowane jest przez izolację oraz obawę o swoje zdrowie i życie. Prawo do zaspokojenia potrzeb religijnych chorego należy zatem zawsze uszanować.

 
- Czyli są udzielane sakramenty?
 
- Oczywiście, czynię to na prośbę rodziców, jednak często bez ich udziału, gdy nie mogą przebywać z dzieckiem. Udzielam sakramentów, zwłaszcza chrztu, Komunii św., bierzmowania, namaszczenia chorych, w zagrożeniu życia w salach, gdzie są leczone dzieci. Oczywiście posługę sprawuję w zabezpieczeniu adekwatnym do zagrożenia, gdy trzeba zakładam jeszcze dodatkową odzież ochronną i stosuję wszystkie zabezpieczenia wymagane przez procedury medyczne, co od samego początku mojej pracy jest ustalone ze służbą zdrowia. Gdybym był wezwany do pacjenta zarażonego koronawirusem lub podejrzewanego o tę chorobę, to oczywiście udzieliłbym mu sakramentów na jego prośbę i jego rodziców, a zwłaszcza w zagrożeniu jego życia. To jest moim obowiązkiem i każdego kapelana, tak jak obowiązkiem lekarza jest ratowanie życia chorego i umacnianie jego zdrowia. Z tego obowiązku nikt nie może mnie zwolnić.
 
Spowiadam i rozmawiam również w odpowiednim zabezpieczeniu i w specjalnie przygotowanym konfesjonale. W czasie spowiedzi do kaplicy nikt nie może wejść poza penitentem. Ze spotkań z kapelanem najczęściej korzystają pracownicy szpitala. Im potrzeba tej opieki duchowej i religijnej, bo skąd mają czerpać siły? Oglądanie nabożeństwa w internecie, czy telewizji nie jest tym samym, co osobiste przyjęcie sakramentu. Słyszę to często od służby zdrowia i opiekunów chorych. Rozumiem ich i bardzo osobiście odbieram słowa Chrystusa: „Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza”. Czy mógłbym sprzeniewierzyć się Chrystusowi? Czy mógłbym zaprzeć się zawodu lekarza?

 
- Udziela Ksiądz Komunii świętej?
 
-  Tak, codziennie udzielam Komunii św. rodzicom, dzieciom, pracownikom szpitala. Oczywiście, w masce, po zdezynfekowaniu dłoni. Każdy komunikant przed konsekracją umieszczony jest w sposób jałowy  w szczelnym opakowaniu foliowym. Ta procedura aseptycznego podawania Komunii św. pacjentom z obniżoną odpornością, praktykowana w szpitalu od ponad 20 lat, teraz stosowana jest wobec wszystkich przebywających w oddziałach, którzy pragną ją przyjąć.

 
– Wieloletnia praktyka w dziecięcym szpitalu, gdzie przebywają często bardzo chore dzieci, przygotowała Księdza do radzenia sobie w czasach pandemii?
 
- Z punktu widzenia kapelana, który służy 25 lat w tym szpitalu chorym dzieciom, ich rodzicom i personelowi, zmieniła się tylko liczba przebywających w  kaplicy i doszły dodatkowe obowiązki związane z noszeniem wymaganej odzieży ochronnej, rękawic, masek, częstej dezynfekcji rąk.  Natomiast większość procedur, które teraz są wprowadzane w szpitalach, znamy z s. Bożeną od ponad 20 lat m.in. na onkologii, transplantologii i na intensywnej terapii. Każda nasza posługa dzieciom na tych oddziałach wymagała dokładnego umycia dłoni, dezynfekcji, założenia maski, fartucha ochronnego, a jak trzeba, to jeszcze czepka na głowę i ochraniaczy na obuwie.  Tak przygotowani wchodziliśmy do dzieci. Od początku mojej pracy w pełnym zabezpieczeniu chrzciłem noworodki, a zwłaszcza na intensywnej terapii, aby nie narazić ich na jakąkolwiek infekcję. Z s. Bożeną jesteśmy na bieżąco informowani o nowych zarządzeniach szpitala i stosujemy się do nich.

 
- Czyli kapelan także w czasach pandemii ma szczególne zadania wobec chorych, umierających i ich bliskich…  
 
- Są tacy ludzie, którzy bez względu na czasy i okoliczności zawsze walczą z Panem Bogiem i z Kościołem. Uczynili z tego misję swojego życia. Nawet w najlepszym moim działaniu, gdybym na przykład umarł z wyczerpania lub choroby, to zawsze znajdą powód do krytyki i zanegowania sensu mojego życia i kapłaństwa. Dla nich zawsze wiara będzie czymś złym, czyli „opium dla ludu”. Posłudze kapłańskiej zarzucą, że narażam swoje albo cudze życie. Kiedy będę szedł do dzieci, to będzie źle, no bo po co tam jeszcze jedna osoba, a zwłaszcza  po co ksiądz?! Natomiast gdybym nie poszedł do chorych, to ogłoszą mnie tchórzem i człowiekiem pozbawionym moralności. A przecież jestem kapłanem i lekarzem! Moim obowiązkiem jest służyć Bogu i ludziom, zwłaszcza cierpiącym, bez względu na to, czy ktoś o mnie mówi dobrze, czy źle. W chwilach trudniejszych pociechą dla mnie są słowa Jezusa: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie!”. Wierzę w Jezusa i nie słucham argumentów ludzi, którzy walczą z Nim i Kościołem.

 
- A jak Ksiądz patrzy na tę pomoc duchową, religijną dla chorego człowieka z  punktu widzenia lekarza?
 
- Z przeprowadzanych badań poświęconych opiece onkologicznej i paliatywnej, wynika, że ok. 50 procent osób spośród personelu medycznego uważa, że ksiądz jest najbardziej powołaną osobą, by towarzyszyć ciężko choremu i umierającemu w ostatnich chwilach jego życia. Nie wyobrażam sobie, że można zostawić chorych, pracowników medycznych, czy rodziców odizolowanych od dziecka, bez posługi religijnej, jeśli o nią proszą, a czynią to czasami bardzo usilnie i pokornie. Przecież w ten sposób odbiera się im nadzieję, dławi wiarę i zaprzecza miłości bliźniego. Moim zdaniem takie postępowanie jest nieludzkie. Człowiek obdarzony duszą nieśmiertelną jest jednością duchowo-somatyczną. Nic tego nie może zmienić, nawet ludzie, którzy nie wierzą w Boga i z Nim walczą. Stąd też opieka duchowa i religijna jest tak samo ważna, jak terapia ciała, co dostrzega już nawet zlaicyzowana medycyna, choć jeszcze zbyt mało. Jestem głęboko przekonany, że zwłaszcza w czasie pandemii, kiedy wzmaga się lęk społeczny przed chorobą zakaźną, chrześcijanin nie może zapominać o ostrzeżeniu Jezusa: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?”.

Cyt. za: Niedziela Małopolska https://www.niedziela.pl/artykul/52102/Jestem-w-szpitalu-i-dla-szpitala?page=2&per-page=1
 
Wróć do spisu treści