Opieka nad dzieckiem w stanie zagrożenia życia - Kapelania Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie

Przejdź do treści
Publikacje Ks. Lucjana
Lucjan Szczepaniak
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie, Kraków, Polska

Opieka nad dzieckiem w stanie zagrożenia życia – problemy z pogranicza medycyny i teologii
Care of a child with a life-threatening condition – problems on the borderline between medicine and theology

Pediatria Polska 88(2013), s. 382-387

Key words: medical decisions, medical futility, human rights, dignity

Abstract
A pediatrician is fully responsible for the life and health of a child. Fulfilling this responsibility requires the physician to possess not only professional skills, but also appropriate mental and moral predispositions. Ethical and moral competences become especially important when a decision belonging to the shadowland between life and death is to be made. Answers pertaining to the subject are associated with understanding of the meaning of human life, human dignity and rights that are given to a human being as his due. Thus, the ethical foundation of the discussion is the type of accepted anthropology and faith in God or lack thereof. A Christian believes human life to be a gift of God and this is why he is not its sole owner. Such a perspective extends and intensifies the relationship between the physician and the patient, since it builds such relations on the commandment of love of another human being and love of God. An absence of such a virtue may be manifested by an escape into procedures, which are not bad in and of itself, but - when devoid of love – cause a loss of the patient's subjectivity and become callous. The physician - a servant and defender of life - cannot merely become an official who adequately follows instructions he has been given. The paper is an attempt at presenting moral values that determine medical decisions. Their source lies in God and the barrier that cannot be crossed is His commandment "Thou shalt not kill".  

Wprowadzenie
Odpowiedzialność za powierzone życie i zdrowie dziecka jest wpisana w zawód lekarza. Brzemię to jest trudne do uniesienia, dlatego podejmując się tego zadania powinien on, oprócz zawodowych umiejętności, posiadać jeszcze predyspozycje psychiczne i moralne. Świadomość realizacji tej misji przekracza granice wyznaczone fachowymi procedurami. Służąc życiu i niosąc ulgę w cierpieniu, pochyla się nad człowieczeństwem pacjenta i konfrontuje z własnym człowieczeństwem. Stąd też wyłaniają się pytania dotyczące sensu życia, jego godności i praw człowieka. Odpowiedź uwarunkowana jest przyjętą antropologią oraz wiarą w Boga lub jej brakiem. Według chrześcijańskiej antropologii, pacjent nie jest tylko organizmem wymagającym skutecznej „naprawy”, ale jest przede wszystkim cierpiącą osobą, której życie przekracza granice doczesności. Człowiek będąc obrazem Boga (por. Rdz 1,25-27), jest jednością niematerialnego i nieśmiertelnego „ja” z ciałem podlegającym wszystkim prawom natury. Wizja ta wpływa na stosunek lekarza do chorego i odnosi ich wzajemne relacje do autorytetu Boga. Ostatecznie przecież zbawienie uzależnione jest od miłości bliźniego, którym dla lekarza jest jego pacjent, co potwierdza Jezus w opisie Sądu (por. Mt 25,34-36).
Realizacja przykazania miłości bliźniego w zagrożeniu życia posiada najwyższą rangę moralną (por. J 15,3). Fundamentem odpowiedzialności za życie jest więc miłość do człowieka i Boga. Stąd też ona powinna być inspiracją i celem opieki medycznej. Brak miłości w relacjach z chorym staje się przyczyną ucieczki w wszechobecne procedury, które precyzyjnie określając usługi medyczne, gubią jednak ich podmiotowość. Same w sobie nie są złe, lecz pozbawione miłości sprzyjają bezdusznym relacjom.
Stąd też istotny jest powrót do źródeł motywacji zawodu lekarza, którego próbuje się uczynić urzędnikiem, wykonawcą instrukcji administracyjnych, a może już pomocnikiem do zgonu.  Wciąż nakłada się na jego barki nowe zobowiązania, których głównym celem jest dbałość o środki materialne, a pacjent jest dobrym lub złym klientem. W takich sytuacjach nie można uniknąć trudnego pytania, które postawił człowiekowi Bóg: „«Gdzie jest brat twój, Abel?». On odpowiedział: «Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?»” (Rdz 4,9). Bóg ufa lekarzowi, którego czyni „stróżem” życia i zdrowia chorego. On też nadaje szczególną godność lekarzowi i afirmuje jego życie w wymiarze osobistym i społecznym.

Teologiczne podstawy odpowiedzialności za życie i zdrowie człowieka
W rozwiązywaniu problemów moralnych, napotykanych w opiece nad dzieckiem bliskim śmierci, istotną rolę odgrywają podstawowe prawa człowieka, w szczególności prawo do życia, w które wpisuje się prawo do leczenia lub niepodejmowania go, do wyboru jego rodzaju i do rezygnacji z uporczywej terapii. Stąd też wymogi etyczne i prawne powinny wynikać z osobowej godności człowieka[1]. Obok zawodowej wiedzy i zdobytego doświadczenia konieczna jest również znajomość zasad deontologii lekarskiej i podstaw etyki katolickiej, analizującej powinności moralne wobec chorego. Posiadanie tych umiejętności uwrażliwia na potrzeby człowieka, pogłębia własne człowieczeństwo i przestrzega przed nadużyciami[2]. Lekarz musi wciąż pamiętać, że jest sługą i strażnikiem prawa człowieka do życia, którego źródłem i gwarantem jest Bóg. Uznanie tego prawa tworzy etyczny fundament, na którym powinny oprzeć się najtrudniejsze decyzje terapeutyczne, dotyczące zastosowanych środków i metod, wdrożenia, zawieszenia działania lub wycofania się z nich.
Człowiek będąc istotą rozumną i wolną, podejmuje autonomiczne decyzje, za które ponosi odpowiedzialność w swoim sumieniu przed Bogiem i społeczeństwem. Musi zatem również liczyć się z tym, że może popełnić błąd w ocenie sytuacji lub świadomie przekroczyć swoje uprawnienia. Na przestrzeni dziejów podejmowano liczne próby przeciwdziałania tego rodzaju nadużyciom, które zaowocowały opracowaniem powszechnych, niezmiennych i niezbywalnych praw, przysługujących wszystkim ludziom bez jakichkolwiek wyjątków[3]. Zaliczane są one do praw podmiotowych, czyli przysługujących każdej osobie[4]. Niezbywalność ich oznacza, że nie można w sposób godziwy zrzec się ich, ani też obowiązku ich ochrony. Prawa te dają uprawnienia wolnego podejmowania decyzji i dostępu do przysługujących świadczeń, ale jednocześnie tworzą współzależność pomiędzy uprawnieniami i obowiązkami.
Najpełniejszej odpowiedzi dotyczącej pochodzenia nadprzyrodzonego życia ludzkiego, jego wartości, prawa człowieka do życia i jego ostatecznego sensu, udzielają nauki biblijne i teologiczne. Opierają się one na transcendentnej pewności i niezbywalnej godności człowieka oraz równości w niej wszystkich ludzi. Godność człowieka wynika z jego wewnętrznej więzi łączącej go ze Stwórcą[5]. Ma ona uzasadnienie w Jego decyzji obdarowania go życiem: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1,26). Dar ziemskiego życia jest zapowiedzią przyszłego uczestniczenia po śmierci w Jego wiecznym życiu. Nadprzyrodzonym celem życia jest miłość Boga i doskonałość osoby ludzkiej. Nie jest więc ono rzeczywistością „ostateczną”, ale „przedostateczną”[6]. W tej perspektywie prawa człowieka charakteryzują się niezbywalnością, nienaruszalnością, równością, wymiarem wspólnotowym, współzależnością uprawnień i zobowiązań oraz powszechnością[7]. Poszanowania godności i wynikającej z niej praw nie można jednak w pełni zabezpieczyć, jeżeli człowiek odwróci się od Boga. Lekceważenie osoby Boga jest równocześnie okazaniem pogardy człowiekowi będącemu stworzeniem Bożym[8]. Należy jednak zastrzec, że prawo do życia nie jest władcze i absolutne, ale związane z celami ustalonymi przez naturę i przez nią ograniczone[9]. „Prawo to nie jest bowiem dla człowieka jednym z wielu praw, ale prawem fundamentalnym. Nie ma innego, które by bardziej dotykało samego istnienia osoby”[10]. Człowiek nie jest jednak właścicielem swojego życia. Dlatego nie może nim swobodnie dysponować, zrzec się prawa do życia, ani upoważnić drugiego człowieka, by rozporządzał nim w sposób dowolny. Kardynał J. Ratzinger wyjaśnia, że piąte przykazanie Dekalogu «nie zabijaj», wyraża troskę Boga o człowieka, „któremu zostaje ukazana droga życia. Ten centralny element Starego Przymierza ukazujący, co znaczy naprawdę być człowiekiem, pozostaje także w mocy w Nowym Testamencie. Na pytanie bogatego młodzieńca o życie wieczne, Chrystus odpowiada najpierw: «Nie zabijaj», po czym wymienia inne przykazania drugiej tablicy Dekalogu”[11]. Przykazanie «nie zabijaj» strzeże prawa do życia i przypomina człowiekowi o obowiązku troski o nie oraz o własne zdrowie[12]. Życie dane człowiekowi przez Stwórcę jest święte i nie można go zamykać wyłącznie w kategoriach materii i praw rządzących przyrodą[13]. Człowiek okazując szacunek dla przykazania «nie zabijaj», znajduje w nim obronę przed samym sobą i przed innymi. Posiada ono wartość absolutną w odniesieniu do każdego człowieka, a szczególnie słabego, bezbronnego, a więc i do dziecka. Nienaruszalność ludzkiego życia potwierdza Pismo święte, Tradycja Kościoła i Urząd Nauczycielski Kościoła[14].

Pomiędzy obroną życia a uporczywością terapii
Do najtrudniejszych należy zaliczyć decyzje terapeutyczne dotyczące pacjenta znajdującego się na granicy życia i śmierci. Ich konsekwencje moralne będą miały decydujący wpływ na życie zawodowe i osobiste lekarza, a w niektórych wypadkach zupełnie je zdeterminują. Dzieje się tak dlatego, ponieważ określają one, kim jest lekarz, jakim jest człowiekiem, w co wierzy, jaki system wartości uznaje, jaka jest jego przeszłość, jak do tej pory zachowywał się w obliczu śmierci pacjentów i swoich bliskich[15]. Idąc dalej, decyzje te będą świadczyć o tym, jak wypełnia on podwójne przykazanie miłości Boga i człowieka. Nie należy zatem oczekiwać od autora tego artykułu wypracowania uniwersalnego wzorca postępowania, bo wydaje się to niemożliwe[16]. Należy raczej zmierzać do odkrycia sposobów ukształtowania sumienia lekarza, odpowiedzialnego za powierzone jego trosce życie w wymiarze doczesnym i nadprzyrodzonym i okazania mu wsparcia moralnego w chwilach, gdy będzie musiał ponieść ciężar swoich decyzji. W rzeczywistości jednak ostateczną odpowiedź, czy postąpił słusznie, pozna wówczas, kiedy sam stanie przed Bogiem.
Dopóki żyjemy mamy obowiązek poszukiwania odpowiedzi, jak najskuteczniej strzec życia powierzonego naszej trosce, aż do granicy wieczności. Człowiek nie jest Bogiem, nie ponosi więc odpowiedzialności za to, że jest istotą śmiertelną, ale w pełni odpowiada za skrócenie własnego lub cudzego życia, którego miał strzec.
Stąd też pytanie, czy wysiłek terapeutyczny przynosi spodziewaną korzyść w postaci poprawy zdrowia chorego, czy też jest daremny[17], należy postawić inaczej: „Czy po zastosowaniu wszystkich dostępnych środków ratujących życie, lekarz godzi się uznać nieuchronność śmierci, jako aktu ludzkiej egzystencji, nie przyspieszając jej i nie wydłużając agonii?”. Pytanie to jest uzasadnione zwłaszcza wobec dostępnych już środków i technik medycznych, których wdrożenie, albo dalsze wykorzystanie, może spowodować dodatkowe cierpienia fizyczne i psychiczne[18]. W konsekwencji czyni cierpiącego zakładnikiem medycyny i reprezentujących ją ludzi. Wówczas mamy do czynienia z próbą zawłaszczenia cudzego życia i śmierci wobec niemożności jakiegokolwiek sprzeciwu i obrony. Człowiek nie jest bowiem urządzeniem, które można włączyć do życiodajnej sieci energetycznej lub z niej wyłączyć, na mocy posiadanych uprawnień nadanych lekarzowi przez innych ludzi, którzy również są śmiertelnymi istotami. Posiadana godność czyni nas równymi wobec siebie, ale w wymiarze egzystencjalnym jeszcze bardziej jesteśmy równi wobec aktu śmierci, którego nie może uniknąć nikt z ludzi.
W minionych latach spór dotyczył problemu, komu służy medycyna i w jaki sposób: Czy jest ona wyłącznie zainteresowana doskonaleniem samej siebie? Czy służy społeczeństwu umacniając silne i wybitne jednostki, a eliminując słabe i chorowite? Czy też służy człowiekowi, szanując jego godność, prawa, autonomię oraz stojąc na straży życia i zdrowia? − Polemika dotyczyła tego wszystkiego, co najlepiej oddaje określenie «pryncypia»[19]. Sygnałem ostrzegawczym była sprawa Karen Ann Quinlan, znajdującej się przez kilka miesięcy w stanie śpiączki mózgowej (1976). Sąd Najwyższy New Jersey dopuszcza odłączenie jej od respiratora, przychylając się do prośby rodziców, wbrew stanowisku lekarzy. Karen jednak żyje jeszcze przez 10 lat, bez wspomagania oddechu, przy zachowaniu sztucznego nawadniania i odżywiania[20]. Analiza tego przypadku uświadamia zawodność ludzkich orzeczeń i potrzebę pokory wobec tajemnicy życia i śmierci. Wymykają się one człowiekowi, kiedy je usiłuje sklasyfikować i podporządkować swoim decyzjom. Chociaż lekarz niechętnie o tym mówi, to nie powinien zapominać, że człowiek powołany jest do życia w jedności duchowo-somatycznej. Natomiast w chwili śmierci dochodzi do oddzielenia ciała i duszy człowieka, stanowiącej jego zasadę duchową[21].
Zdrowie nie jest wartością obiektywną i bezwzględną, bez której życie traci swój sens[22]. Cierpiący ma bowiem prawo oczekiwać nie tylko usilnej walki o życie i zdrowie oraz całkowitego uwolnienia od cierpienia[23], ale czegoś więcej, co jest pomijane w codziennych świadczeniach medycznych. Oznacza to porzucenie schematów i spojrzenie na cierpiącego w prawdzie jego otwarcia na życie w Bogu. W praktyce rzadko jednak dochodzi do tego rodzaju spotkania ludzkiej wrażliwości i głębokiej wiary.
Stąd też współczesnej medycynie tak trudno zachować równowagę pomiędzy wypełnieniem obowiązku ratowania życia i obowiązkiem zaakceptowania nieuchronności śmierci. W celu uzasadnienia swoich racji, obie grupy używają argumentu niesienia ulgi w cierpieniu i szacunku dla człowieka.  Zjawisko to dotyczy przede wszystkim zamożnych ludzi przekonanych, że zdrowie i jakość życia zależą przede wszystkim od zasobów materialnych i naukowego postępu. Stwarza to jednak złudzenie panowania nad życiem i śmiercią[24]. W praktyce ten sposób myślenia może zaowocować uporczywością terapii lub eutanazją[25].
Słabością tej wizji świata jest oparcie jej wyłącznie na prawach ludzkich, bez odwoływania się do autorytetu Boga. Bez Niego lekarz nie może jednak unieść ciężaru odpowiedzialności za życie i śmierć pacjenta. Stąd też opracowywane są wciąż nowe, coraz bardziej szczegółowe procedury i zasady prawne. Odrzucenie zasady świętości życia, której źródłem jest Bóg, wydaje gorzkie owoce selekcji ekonomicznej pacjentów, na których opiekę i leczenie wydawane są znaczące środki materialne. Zatem litość staje się wstydliwym dodatkiem do głównego motywu pozbycia się nieopłacalnego już życia. W celu złagodzenia oporu ze strony opinii publicznej, dokonywana jest stopniowa indoktrynacja umysłów poprzez środki masowego komunikowania, jakoby miłość bliźniego przejawiała się w umożliwieniu mu rozstania się z życiem w chwili, kiedy on lub społeczeństwo uzna to za słuszne. Należy zatem przypomnieć, że Bóg nie dopuszcza możliwości kalkulacji podstawowego dobra, jakim jest życie ludzkie i godność człowieka, a postępowanie takie ma znamiona eugeniki[26].
Dyskusja nad wyborem leczenia lub zaniechaniem uporczywej terapii powinna uwzględnić wolę cierpiącego, jego rodziny oraz opinię lekarza przedstawiającego skuteczność leczenia lub jej brak[27]. Zazwyczaj tak się dzieje, ale wciąż należy pamiętać, że granice autonomii decyzji wyznaczone są przykazaniem „nie zabijaj”. Uwzględnienie woli chorego ma znaczenie fundamentalne, jeśli jest on zdolny do wyrażenia jej w sposób świadomy i wolny[28]. Zatem koniecznym warunkiem rezygnacji z uporczywej terapii jest świadoma i uprzednia zgoda pacjenta lub jego prawnych opiekunów. Wymaga to rozmowy, także z dzieckiem, jeśli to jest oczywiście możliwe. Rodzice i lekarz powinni jednak roztropnie zastanowić się, czy jest ono zdolne do współdecydowania, przynajmniej w jakimś zakresie, o rezygnacji z uporczywej terapii[29]. Chociaż dziecko przewlekle chore może wykazywać większą dojrzałość niż jego rówieśnicy, to jego decyzję należy przyjąć z dużą dozą krytycyzmu. Bywają sytuacje, kiedy w celu ratowania życia należy ograniczyć jego autonomię, a w skrajnych przypadkach odwołać się do sądu opiekuńczego.
Decyzja o zaprzestaniu dalszego leczenia wymaga oceny zastosowanych i wykorzystanych środków oraz przewidywania jego wpływu na dalszą terapię[30]. Chociaż w medycynie stopniowo odchodzi się od rozróżniania środków na „zwyczajne” i „nadzwyczajne”, bo uproszczenie to niewiele pomaga, to jednak w praktyce podział ten wciąż jest wykorzystywany. Kłopot sprawia jednak nie tyle chłodne i merytoryczne wyważenie ich zastosowania, finasowania oraz sprawiedliwego wykorzystania, lecz emocjonalne uwikłanie we wzajemne relacje chorego, jego bliskich i opiekunów medycznych. Toteż podjęcie decyzji nie jest łatwe, wymaga rzeczowej analizy i emocjonalnego dystansu, którego często brakuje. Na decyzje ma również wpływ stopień kwalifikacji, wyposażenie szpitala, dostęp do nowoczesnych technologii, sposób refundowania opieki medycznej. Każdy z tych czynników wymaga oddzielnej analizy w kontekście całości zagadnienia, a zwłaszcza podwójnego przykazania miłości bliźniego i Boga oraz przykazania „nie zabijaj”.
Stąd też kolejny raz należy przypomnieć, że wartości życia nie można oszacować wynikami badań statystycznych dotyczącymi szans przeżycia, czy też umowy społecznej udzielającej przyzwolenia na wykluczenie osób, które stały się ciężarem trudnym do udźwignięcia. Nieprzekraczalną granicą przy podejmowaniu decyzji o wykorzystaniu środków i metod jest zasada świętości życia i godność człowieka[31]. Zasada ta zastosowana w sposób odpowiedzialny upoważnia do zaprzestania kontynuowania terapii nieskutecznej i wzmagającej cierpienie. Niemoralnym jest bowiem dawanie nadziei umierającemu, jakoby można było go uratować przy pomocy zastosowania metod nadzwyczajnych[32].
Powyższe rozważania nie wyczerpują wszystkich zagadnień związanych z podejmowaniem decyzji, ale przypominają o obowiązku poszanowania życia, jego godności i wynikających z nich praw oraz wskazują lekarzowi fundament etyczny do ich wypracowania. Musi on jednak sam odpowiedzieć na najtrudniejsze pytania: Kto podejmuje decyzje? Na jakiej podstawie dokonuje on oceny sytuacji? Kto weryfikuje jego decyzje? Czy obowiązujące procedury medyczne obowiązują go w sumieniu i jak uniknąć konfliktów sumienia?
Zważywszy na ciężar odpowiedzialności za życie chorego, zrozumiałe są próby uniknięcia jej lub podzielenia sią nią z innymi osobami. Bronić się przed skutkami pełnej odpowiedzialności można nie dostrzegając, że terapia jest już nieskuteczna, nieproporcjonalna do zaangażowanych sił i środków, nie ocali życia, natomiast nasila cierpienie i wydłuża agonię. Zatem leczenie jest kontynuowane w pełnym zakresie, a nawet jeszcze większym w złudnym przeświadczeniu, że nastąpi poprawa, choćby najmniejsza. Trudno też zaakceptować, chociaż po ludzku można to zrozumieć, przekazywanie chorego na inny oddział w celu ratowania jego życia, a przecież chodzi o podjęcie tam trudnej decyzji. Zazwyczaj powoduje to słuszną irytację koleżanek i kolegów, którzy również nie chcą dodatkowych obciążeń sumienia. Strach przed decyzją może też skłaniać do wybrania ryzykownej drogi głosowania. Należy jednak przypomnieć, że nigdy nie godzi się rzucać losów o życie, a zwłaszcza w gronie zróżnicowanym pod względem życiowego doświadczenia, zawodowych kompetencji i wiary w Boga.
Stąd też od pewnego czasu podejmowane są próby wypracowania procedury, która obowiązywałaby, najlepiej na mocy prawa, we wszystkich sytuacjach, kiedy istnieje podejrzenie przekraczania granicy proporcjonalnej terapii. Autorzy tego rodzaju projektów kierują się dobrą wolą niesienia ulgi cierpiącym dzieciom oraz złagodzenia konfliktów sumienia odpowiedzialnym za podejmowanie decyzji. Procedura zakłada pewien schemat postępowania w oparciu o stwierdzenie braku nadziei na uratowanie jego życia. W subiektywnej ocenie autora powinno się ją przyjąć pod warunkiem, że jest etycznym wskazaniem właściwej drogi postępowania, natomiast nie jest ona bezwzględnym nakazem prawa, którego niewykonanie będzie karane.
Nie ulega wątpliwości, że uporczywa terapia nie powinna być stosowana. Zastrzeżenia pojawiają się jednak na etapie formułowania definicji, która jest dynamiczna ze względu na nieustanny postęp medycyny oraz doskonalenie środków i metod. Mogą istnieć również rozbieżności oceny potencjalności życia przez specjalistów różnych dziedzin medycyny. Pamiętając, że stosowanie uporczywej terapii przyczynia się do nasilenia cierpienia, to przedwczesne jej rozpoznanie pozbawia dziecko nadziei na uratowanie jego życia. Historia medycyny odnotowała przecież wiele błędów na etapie diagnozowania i przewidywania szans przeżycia, dlatego roztropność nakazuje również ostrożność, której nie sposób ująć w jakichkolwiek standardach.
Stosowanie argumentu, że odstąpienie od uporczywej terapii jest najlepszym przeciwdziałaniem eutanazji, niekoniecznie musi być prawdziwe, przynajmniej nie w każdej składowej tej motywacji. Zbyt entuzjastyczne dyskwalifikowanie chorego od stosowania dalszej terapii i to kosztownej, w imię walki z uporczywą terapią, może być w istocie pewną formą „eutanazji” zwłaszcza, jeśli stan kliniczny byłby błędnie rozeznany. Zapewne standardy wpisują się w trendy panujące w medycynie. Paradoksalnie sprzyjają jednak polityce zdrowotnej i gospodarce zasobami materialnymi. W pewnym sensie są wynikiem ich działania i zarazem pochwałą. Można zatem przypuszczać, że celem ich może być nie tyle ułatwienie lekarzowi jego pracy zawodowej, ale podporządkowanie im jego decyzji.
Standardy nie mogą jednak zmusić do myślenia w kategoriach wykraczających poza granice nakreślone obowiązkiem. Pozbawione są empatii, a co dopiero mówić, jeśli chodzi o miłość bliźniego. Stąd też żadne prawa, nawet najbardziej precyzyjne i surowe, nie zmuszą nikogo do szacunku dla życia i godnej śmierci. Rozwiązania trudnych sytuacji, związanych z uporczywą terapią i eutanazją, należy poszukiwać raczej na drodze wychowania kolejnych pokoleń lekarzy wierzących w Boga, to znaczy szanujących Jego prawa tak w życiu osobistym, jak i zawodowym. Proces ten jest trudny, ponieważ najowocniej może się dokonać w relacji mistrza do ucznia. Jeśli edukacja ta ma odnieść sukces, to nauczyciel akademicki nie może zrezygnować z wartości, które najogólniej można określić jako humanizm chrześcijański. W przeciwnym razie, każda naturalna motywacja, nawet najbardziej szlachetna, będzie zbyt mała, by ustrzec własne i cudze życie. Powrót do źródeł motywacji jest zawsze zaczerpnięciem ze skarbnicy Mądrości Przedwiecznej. Potwierdza to autor natchniony: „Od Najwyższego pochodzi uzdrowienie, i od Króla dar się otrzymuje. Wiedza lekarza podnosi mu głowę, nawet i wobec możnowładców będą go podziwiać” (Syr 38,2-3). W tej nadprzyrodzonej perspektywie najtrafniejszym podsumowaniem są słowa bł. Jana Pawła II: „Chrześcijanie są powołani, aby rozwijać zdolność patrzenia oczyma wiary na tę wzniosłą i tajemniczą wartość, jaką jest życie, także wówczas, gdy jawi się ono w postaci kruchej i bezbronnej: «Kto zachowuje taką postawę, nie poddaje się zniechęceniu, gdy widzi człowieka chorego, cierpiącego, odepchniętego albo na progu śmierci; wszystkie te sytuacje przyjmuje jako wezwanie do poszukiwania sensu i właśnie w takich okolicznościach otwiera się, aby w twarzy każdej osoby dostrzec zaproszenie do spotkania, do dialogu, do solidarności»”[33].


[1] Por. Jan Paweł II, Medycyna a prawa człowieka. Przemówienie do uczestników Jubileuszu Lekarzy Katolickich, OsRomPol 2(2000) nr 9(226), s. 35.
[2] Por. L. Szczepaniak, Moralne problemy związane ze szpitalną opieką służby medycznej. Na podstawie literatury z zakresu deontologii medycznej i etyki katolickiej, Kraków 2003, s. 24.
[3] Por. O. Höffe, Prawa człowieka jako podstawa politycznej humanitas, ComP 1(1981) nr 6, s. 65-77.
[4] Por. Jan Paweł II, Prawo do życia. Przemówienie na zakończenie IX Międzynarodowej Konferencji zorganizowanej przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, OsRomPol 16(1995) nr 3(171), s. 44-45.
[5] Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym «Gaudium et spes», Rzym 7.12.1965, nr 12.
[6] Jan Paweł II, Encyklika „Evangelium vitae”. O wartości i nienaruszalności życia ludzkiego, Watykan 1995, nr 2.
[7] H. Juros, Prawa człowieka, w: Słownik teologiczny, red. A. Zuberbier, Katowice 1998, s. 448-449.
[8] Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994, nr 1930.
[9] Papieska Rada ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, Karta Pracowników Służby Zdrowia, Watykan 1995, nr 47.
[10] Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 152.
[11] J. Ratzinger, Nienaruszalność życia ludzkiego w świetle encykliki „Evangelium vitae”, OsRomPol 16(1995) nr 5(173), s. 48.
[12] Jan Paweł II, Podstawy deontologii lekarskiej. Przemówienie do uczestników Zjazdu Światowego Towarzystwa Lekarskiego, OsRomPol 4(1983) nr 10(46), s. 22-23.
[13] Jan Paweł II, Poszanowanie praw człowieka częścią integralną każdej kultury. Przemówienie do uczestników I Światowego Kongresu poświęconego Duszpasterstwu Praw Człowieka, OsRomPol 19(1998) nr 12(208), s. 28-29.
[14] Jan Paweł II, Encyklika „Evangelium vitae”, dz. cyt., nr 57.
[15] Por. Bailey, The concept of futility in health care decision making, Nurs. Ethics 11(2004) nr 1, s. 78-83.
[16] Por. L. Szczepaniak, Podejmowanie decyzji o zaprzestaniu zabiegów podtrzymujących życie, „Bioetyczne Zeszyty Pediatrii” 3(2006) nr 3, s. 111-133.
[17] Por. M. Ardagh, Futility has no utility in resuscitation medicine, J. Med. Ethics 26(2000), s. 369; S. De Vito, On the value-neutrality of the concepts of health and disease: Unto the breach again, J. Med. Philos. 25(2000) nr 5, s. 539-567.
[18] Por. Pius XII, Questions juridiques et morales concernant la réanimation. Discours à un groupe de médecins réunis sur l'initiative de l'Institut de génétique „Gregori Mendel”, 24.11.1957, w: Relations humaines et société contemporaine. Synthèse chrétienne des directives, red. A. F. Utz, J. F. Groner, A. Savignat, Fribourg-Paris 1963, t. III, s. 3122-3130.
[19] Por. S. De Vito, On the value-neutrality of the concepts of health and disease: Unto the breach again, J. Med. Philos. 25(2000) nr 5, s. 539-567.
[20] H.C. Kinney, J. Korein, A. Panigrahy, P. Dikkes, R. Goode, Neuropathological findings in the brain of Karen Ann Quinlan – The role of the thalamus in the persistent vegetative state, N. Engl. J. Med. 330(1994) nr 21, s. 1469-1475.
[21] Jan Paweł II, Aby głębiej zrozumieć tajemnicę Boga, człowieka i stworzenia. Przemówienie do uczestników sesji plenarnej Papieskiej Akademii nauk, OsRomPol 20(1999) nr 2, s. 48-49.
[22] Por. J. Lennox, Health as an objective value, J. Med. Philos. 20(1995), s. 499-511.
[23] K. Gibiński, Globalizacja służby zdrowia i uprzemysłowiona terapia, „Medycyna po Dyplomie” 11(2002) nr 5(74).
[24] Por. J.J. Walter, Medical futility – an ethical issue for clinicians and patients, „Practical Bioethics” 1(2005) nr 3, s. 1 i 6.
[25] Por. Papieska Rada «Cor Unum», Questioni etiche relative ai malati gravi e ai morenti, w: Troska o życie. Wybrane dokumenty Stolicy Apostolskiej, red. K. Szczygieł, Tarnów 1998, s. 441.
[26] Por. Jan Paweł II, Człowiek chory zawsze zachowuje swą godność. Przemówienie do uczestników międzynarodowego kongresu lekarzy «Terapie podtrzymujące życie a stany wegetatywne: postępy nauki i dylematy etyczne», OsRomPol 25(2004) nr 6(264), s. 20-22.
[27] E.D. Pellegrino, Decisions at the end of life – The abuse of the concept of futility, „Practical Bioethics” 1(2005) nr 3, s. 3-6.
[28] F. Zerbe. Paternalizm w stosunkach lekarz-pacjent. Zagrożenia i korzyści, „Ethos” 7(1994) nr 1-2(25-26), s. 179.
[29] B. Tobiasz-Adamczyk, Relacje lekarz – pacjent w perspektywie socjologii medycyny, Kraków 2002, s. 47.
[30] Por. Papieska Rada «Cor Unum», dok. cyt., s. 441.
[31] Jan Paweł II, Medycyna a prawa człowieka. Przemówienie do uczestników Jubileuszu Lekarzy Katolickich, OsRomPol 21(2000) nr 9(226), s. 35-36.
[32] Tenże, Chorzy na raka wołają o pomoc. Przemówienie do uczestników Kongresu Międzynarodowego Towarzystwa Onkologii Ginekologicznej, OsRomPol 21(2000) nr 2(220), s. 42-44.
[33] Jan Paweł II, Kontemplujmy przykład Jezusa – Boskiego Samarytanina. Orędzie na VIII Światowy Dzień Chorego 2000 r., OsRomPol 20(1999) nr 9-10(216), nr 1-15.  

Wróć do spisu treści